Było sobie miasto – alegoria ciała.
Proste acz niekrótkie wyjaśnienie dlaczego pojawiają się insulinooporność, cukrzyca typu 2, miażdżyca i nadciśnienie.
Nasze żyły są jak drogi w mieście. Jeżdżą sobie po nich samochodziki transportując do każdej komórki ciała tlen, glukozę, ketony i różne inne „pakunki”. Komórki ciała są jak pokoiki w mieście. W każdym pokoiku jest ognisko – mitochondrium i człowieczek sobie przy nim się grzeje. Pokoiki mają okna. Jedno lub więcej, przez które kierowcy samochodzików jeżdżący ulicami miasta wrzucają paczki z tlenem. Samochodziki tankują paliwo do jazdy na jednej jedynej stacji w naszym mieście tj. w sercu. Serce daje napęd samochodzikom aby mogły objechać całe miasto. Gdy już to zrobią wracają po paliwo na stację – do serca. Z serca samochodziki pędzą na przykład do płuc skąd zabierają tlen i później rozwożą go po całym mieście wrzucając go w te okienka, gdzie widzą, że światełko ogniska ciut gaśnie. Inne samochodziki pędzą inną drogą z serca do jelit, skąd zabierają większe pakunki np. glukozę, jeśli coś człowiek zjadł. Trzustka gdy zobaczy na trasie samochodziki z glukozą natychmiast zapala światło na wszystkich drogach. Dla ludzików w pokoikach widok światła na drodze to sygnał, że można podejść do drzwi i je otworzyć i wziąć trochę „drwa” do paleniska czyli glukozy, która właśnie teraz jest rozwożona po mieście. Gdy glukoza nie jest rozwożona trzustka gasi światło i ulice są ciemnie. Jeżdżą po nich wtedy tylko samochodziki z tlenem, ale one mają swoje światła i nie potrzebują latarni.
Glukoza to takie polana, które palą się na ogniskach mitochondriów w każdym pokoiku. Tlen, który wpada przez okno cały czas jest zużywany dosyć szybko, więc samochodziki wożące tlen muszą to robić cały czas. Ale glukoza nie ma tak. Ona pali się relatywnie długo na mitochondrialnym ognisku więc nie trzeba jej dostarczać cały czas i dlatego w mieście jest organizator ruchu – trzustka, która właśnie zapala światło – insulinę gdy zauważy, że są glukozowe pakunki na ulicy. I tu od razu można wyjaśnić insulinooporność i cukrzycę 2. Otóż gdy jemy często węglowodany samochodziki zaczynają często jeździć ulicami wypełnione glukozą. Światło się pali, ale pokoików z wypalonymi polanami nie ma. W takiej sytuacji mieszkańcy pokoików podchodzą do drzwi skonsternowani czasami je otworzą, a czasami nie no bo przecież ognisko fajnie płonie to po co dodatkowa glukoza? W mieście na ta ką okoliczność są specjalne pokoiki – magazyny – komórki tłuszczowe, które gdy widzą, że jest jasno na ulicy i do tego tłoczno to wychwytują glukozę i przetwarzają już w cegiełki tłuszczyku i sobie zbierają ten tłuszczyk „na zapleczu”. Gdy długo jest ciemno to otwierają drzwi i wrzucają na puste samochodziki te cegiełki czyli ketony. Ketony podobnie jak glukoza mogą się spalać na ogniskach mitochondriów i nawet palą się dłużej…ale to inna bajka. No więc jak ten tłok glukozowy pojawia się często na ulicach i pokoiki z magazynami tłuszczowymi się zapełniłą to część ludzików stwierdza, że nie podchodzą do drzwi. Na początku będzie ich dwóch na dziesięciu, później 4 na 10, aż w końcu 9/10 ludzików nie podejdzie do drzwiczek po dodatkową glukozę. A te samochodziki z glukozą jeżdżą…czyniąc podwyższony poziom glukozy. I ta niechęć właścicieli pokoików do podchodzenia do drzwi gdy światło na ulicy świeci to właśnie insulinooporność. Cukrzyca 2 pojawia się gdy zarządca oświetlenia czyli trzustka stwierdzi, że w sytuacji takiego tłoku to On już nie zapala światła na ulicach tak jak robił to kiedyś. Uznaje, że może jak ciemność będzie większa to ruch się zmniejszy? W każdym razie trzustka po pewnym czasie insulinooporności też odmawia współpracy i przestaje produkować tyle insuliny. I to już jest cukrzyca 2. Gdy cukrzyk 2 jest leczony poprzez podawanie insuliny to tak jakby robić w naszym mieście fajerwerki. Część ludzików niechętnych otwieraniu drzwi, na widok dodatkowej iluminacji skusi się i podejdzie do drzwi, i weźmie ciut glukozy, ale po jakimś czasie i te fajerwerki nie będą wystarczać. Nie tędy niestety droga…konieczne jest zaprzestanie dostarczania glukozy…czyli weglowodanów.
Tłok na ulicach ma jeszcze jeden fatalny skutek dla miasta. Otóż generuje stłuczki i ocierki samochodzików z glukozą. Ruszają wtedy służby naprawcze i naprawiają ulice „zalepiając” je cholesterolem. Gdy jest tłok, to tych stłuczek jest sporo. Łatek jest coraz więcej. Co gorsza niektóre trzeba „poprawić” i zacementować i tak powstają blaszki miażdżycowe. Ich przyczyną nie jest cholesterol. Cholesterol to lekarstwo serwowane przez służby miejskie aby radzić sobie ze skutkami nadmiernego tłoku glukozowego. Te łatki cholesterolowe lub później łatki cementowo-wapienne czasami odpadają i lecą w niekontrolowany sposób między samochodzikami siejąc spustoszenie i robi się zator, zawał lub udar…zależy co taki lecący „gruz” zatka. I tak właśnie ludzie mają zawały lub udary.
Ważnym aspektem jest też to ile w naszym mieście jest ulic i uliczek. Czyli jaką mamy wydolność tlenową. Bo każdy pokoik może mieć jedno, dwa, a nawet 5 okienek przez które kierowcy samochodzików mogą wrzucać paczuszki z tleniem. jak mamy wybudowane mało uliczek, no to tłok glukozowy robi się relatywnie szybko. Gdy trenujemy sporty wytrzymałościowe i woeledziesiąt minut w tygodniu utrzymujemy ciało w niebieskiej strefie wówczas są w naszym mieście dobudowywane ulice. Gdy tego nie robimy, to nawet jeśli kiedyś te uliczki były to z czasem zarastają i są zamykane. Bo jakoś tak zarząd miasta działa, że rozbudowuje uliczki tylko na potrzeby samochodzików z tlenem, a te z glukozą go nie obchodzą. Więc gdy zarząd widzi, że podaż tlenu (czyli treningi w niebieskiej strefie) jest spora, często i relatywnie długo, to podejmuje decyzję o rozbudowie. Niestety jak każda inwestycja budowlana jest to proces dosyć długotrwały więc nie wystarczy dwa razy pobiegać, aby się „pobudowało”.
Redukcja sieci dróg to druga przyczyna choroby nadciśnieniowej. Brak ruchu powoduje, że zarząd naszego miasta zamyka kolejne dróżki co niestety powoduje coraz większy tłok. Do tego mamy zawężanie głównych dróg przez cementowe łatki i przepustowość dróg dramatycznie maleje. Samochodziki z tlenem muszą poruszać się szybciej aby wyrobić swoją normę co nasze ciśnieniomierze rejestrują jako nadciśnienie 🙁 W procesach miażdżycowych to też nie pomaga, jak łatwo się domyśleć. I tu również interwencje medyczne powodujące np. rozrzedzenie krwi są tylko na pewien czas. Gdy drogi są ciągle zamykane i ciągle „lepione” rozrzedzanie krwi też w pewnym momencie nie będzie dawało efektu. Dróg będzie za mało i będą i tak za kiepskie 🙁
A więc nie dostarczajmy naszemu miastu ciągle glukozy O! i tu można jeszcze dodać, że gdy dłużej nie dostarczamy glukozy i w ogóle składników pokarmowych to zarząd miasta podejmuje decyzję o sprzątaniu – dekretem autofagicznym. Burzone są rudery, przetykane zarośnięte okna i inne tego typu działania, które powodują, że to co było niewłaściwie zrobione zostanie naprawione. Gdy nie ma autofagii nie ma recyklingu…starzejemy się wyraziściej niestety :(.
A więc nie jedzmy i ruszajmy się regularnie. Ruszajmy się w niebieskiej strefie co najmniej 3h w tygodniu aby drogi w naszym mieście były gładkie i drożne, a miasto było czyste i piękne 🙂
—
Powyższy esej powstał podczas długiego porannego biegu w deszczu, w rozmowie z moją mądrą kochaną Sylwią, która miała sen o tym jak nie może Siostrze swojej wytłumaczyć co to jest insulinooporność.
Dziękuję Ci Żono za tę rozmowę 🙂