Zauważam, nie oceniam.

Barcelona. Styczeń 2025.

Było słonecznie i chmurnie na zmianę, ale nie deszczowo. 14 stopni, delikatny wiatr, poza dniem pierwszym, kiedy wiało mocno. Lekko wilgotne powietrze. Rano i wieczorkiem okolice 5 stopni. Noce w okolicy 0. Bieganie „na krótko” było komfortowe dla mnie.

Zauważyłem, że [reszta tekstu pod zdjęciami :]


Zauważyłem, że miasto zbudowane z zamysłem, z planem i na dodatek z rozmachem. Byłem zachwycony architekturą. Wielokrotnie czułem radość, podekscytowanie spacerując i fotografując ulice. Rozległa część średniowieczna z wysokimi 6 czy nawet 7 piętrowymi kamienicami i wąskimi ulicami. Mnóstwo kafeterii i barów ulicznych. Na poziomie 0 czyli chodnika sklepiki i małe biura. Wejścia zasłaniane roletami. Na roletach bardzo plastyczne, często żywo kolorowe grafiti. Byłem tym oczarowany i fotografowałem namiętnie.

Nasze 4 dni zawierały sobotę i niedzielę które wyraźnie tłoczniejsze niż poniedziałek. Piątek też był tłoczny. Płatne atrakcje przyciągały tłumnie turystów. Czułem szybko przeboćcowanie w takich sytuacjach (park Guell).

Barcelona leży nad morzem. Ma porty i plaże. My eksplorowaliśmy kompleks plażowy na północ od centrum gdzie plaże są długie, piaszczyste i szerokie. Również szeroka promenada dla pieszych i rowerów. Dwa rzędy wysokich palm pomiędzy. Promenada wiedzie przez pół plaży na wysokości jednego piętra, gdzie poniżej są kluby sportowe, restauracje i jedna toaleta publiczna. Dużo spacerowiczów i dużo ludzi uprawiających joging. Sporo serferów. Można sobie posiedzieć i pogapić się jak łapią fale. Akurat jak byliśmy fale były duże więc miło było popatrzeć:) Dwa skwery z rurkami pełne ćwiczących kalistenikę. Czułem energię i mimo sporej ilości ludzi nie łapałem przebodźcowania.

Na jednym końcu promenady, tym przy centrum stoi monumentalny hotel „żagiel”. Drugi koniec tuż przy metalowej, wielkiej rzeźbie ryby jest łagodny i zakończony zielonym skwerkiem. Tutaj uciąłem sobie drzemkę trzymając Sylwi za rękę i słuchając Parrisha Acapella, w promieniach popołudniowego słońca. Szczęście czułem 🙂 To było akurat ciepłe popołudnie jak na styczeń. Przy „żaglu” byliśmy o zachodzie. Czułem wtedy transcendencje.

Na 4 dni pobytu byłem 3 razy na porannym bieganiu po Barcelonie:). Ulice w mieście są szerokie i szerokie są w miarę też chodniki. Drogi dla aut przeważnie jednokierunkowe, więc biegnąc o poranku, kiedy to ruch mały, nie zawsze czekałem na światło zielone, tylko przebiegałem „czerwonym”. Uważałem mocno przy tym na rowery, które też mają swoje – uwaga: dwukierunkowe! – ścieżki usytuowane między chodnikiem, a ulicą. Biegnąc nie wystarczy kontrolować czy nie zbliża się auto, lecz trzeba też spojrzeć i w drugą stronę, czy aby nie zbliża się rower. Byłem przygotowany, że miasto nie pozwoli na bieganie i odpuszczę, ale okazało się, że Barcelona sprzyja bieganiu. Zresztą nie tylko ja biegałem. Sporo ludzi o każdej porze dnia uprawiało tę aktywność. Ulice do spokojnego biegania się spoko nadają, ale już do bardziej zaawansowanych treningów np. z odcinkami czasowymi, albo z większym tempem, to myślę, że nie w każdym miejscu (np. dobra wydaje się ulica między ZOO, a torami kolejowymi czyli passeig de circumval lació).

Taterki, że Hej!
Białe Czarne vIS